Piątek, 26 kwietnia 2024. Imieniny Marii, Marzeny, Ryszarda

Wiśniewo. Jacek Żywiec opowiada o miłości do koni: Jeździec jest ważny, ale liczy się też koń

2015-07-20 09:44:05 (ost. akt: 2015-07-20 09:46:57)

Autor zdjęcia: Iwona Łazowa

Podziel się:

Koń w galopie to dla niego jeden z cudów świata. Zawsze chciał mieć tabun koni i stado krów. Wyjechać do Kanady i zostać traperem. - Jestem jedynym oryginalnym ranczerem w Polsce – mówi o sobie Jacek Żywiec ze stadniny koni w Korbońcu. Hobby przekuł w zawodowy sukces. Stworzył stadninę koni polskich.

- Ja jestem hodowcą. Nie jestem chłopem i nie farmerem. Farmer sadzi pomidory. Ja nie orzę, nie sieję, ja hoduję bydło i konie – mówi Jacek Żywiec.

Chciałem mieć tabun
koni i stado krów

Czas na realizację marzeń przyszedł dopiero… jak dzieci podrosły. Całe życie pracował przy koniach. Był taki okres, że ich nie było. Kiedy poszedł do wojska ojciec sprzedał własne konie. - Wróciłem założyłem rodzinę. Konie za mną chodziły. Jak się troszkę odkułem i dzieci podrosły, to kupiłem sobie dwa koniki polskie – opowiada. Od tego się zaczęło. Dlaczego konie? Jest tyle możliwości. – Zawsze chciałem wyjechać do Kanady zostać ranczerem i traperem. To były moje marzenia z dzieciństwa – opowiada ranczer. Nic dziwnego, że jego ulubioną lekturą z dzieciństwa była trylogia indiańska. Co takiego mają w sobie konie? - Koń w galopie to jeden z cudów świata. Wyobraża pani sobie siedzieć na tym cudzie? – mówi. Obecnie jego ranczo ma powierzchnię 250 ha, z nieużytkami i bagnami. W stadninie są 34 konie, z tego 27 należy do pana Jacka.


Tarpany lubią
towarzystwo

Głównie hoduje tarpany - koniki polskie, potomków dawnych polskich koni. Stąd nazwa jego stadniny „Tarpan”. Jedyne konie, które żyją na dziko w Polsce. W jego stadninie jest kilka takich koników odłowionych z rezerwatów. Gdzieś sobie biegają po łąkach. Konik polski (tarpany) to rasa prymitywna, od tysiącleci niewiele zmieniana, bardzo uległa. Są udomowione, ale mają swoje dziwactwa. – Jeżeli konik się uprze, że chce przejechać z jednej strony drzewa, jeździec nic nie zrobi – mówi ranczer. Przywiązują się szybko, bo to są zwierzęta typowo stadne. Bardzo źle znoszą samotność i zamknięcie. - Po latach takiego zamknięcia chorują na „płuco rolnika”, chorobę sierocą koni. Wszystkie rasy prymitywne tak reagują. Wystarczy mu dać jakieś towarzystwo, nawet psa i już jest lepiej – opowiada. W stadninie są też rumaki pełnej krwi. - To jest folblut, czyli koń pełnej krwi angielskiej. Ona ma czerwony paszport służewiecki, czyli miała zadatki na konia wyścigowego. Została wycofana. Dzieje się tak z różnych przyczyn. Mogła nie mieć osiągów lub zdrowie na to nie pozwalało. Tam jest dość duża selekcja – opowiada pan Jacek. Jeden z koni wypożyczonych Polskiemu Towarzystwo Łucznictwa Konnego wygrał w zawodach rangi międzynarodowej. - Uczestnik, Węgier na naszym koniu - Nirwana zdobył pierwsze miejsce w międzynarodowych mistrzostwach w klasyfikacji ogólnej. Cieszy mnie, że mamy tak ułożone konie. Jeździec jest ważny, ale liczy się też koń – mówi zadowolony ranczer.

To człowiek ma
zrozumieć zwierzę

Mieliśmy dobrą tradycję hodowli. Za komuny to wypaczono. - Koń za komuny kojarzył się z jednym, ze zwierzęciem pociągowym, żeby ciągnął wóz węgla dla robotnika. Nawet konie małopolskie zaczęto selekcjonować w tym kierunku. Jakakolwiek jazda wierzchem była źle postrzegana, kojarzona z okresem sanacji. Pamiętam czasy, kiedy sam szyłem siodła, bo nie można było kupić. Teraz to wszystko się odnawia, ale 40 lat trudno nadrobić – wspomina hodowca. Wyprzedzają nas Niemcy. Pan Jacek wszystkie zwierzęta hoduje na pół dziko. Nie jest zwolennikiem dostosowywania zwierząt do ludzi. – Zdarza się, że ktoś kupuje konia czy bierze sobie pieska i chce, aby to zwierze rozumowało tak jak on. Nie, to człowiek ma rozumować tak jak zwierzę, wtedy jest lepiej. Nic na siłę. Na przykład koń. Jest jedynym zwierzęciem, które niszczy swój dom. W zamkniętym boksie będzie gryzł, kopal. On potrzebuje przestrzeni i wolności. Zupełnie inaczej hoduje się konie w tabunie. Mam dwa tabuny koników polskich i użytkowych, chcę jeszcze hodować konie nakrapiane – opowiada hodowca. Każda rasa koni ma inny charakter. Są ukierunkowane do innych celów. Selekcja przebiega w zależności od przeznaczenia konia.


Dobra pamięć,
jak u konia?

- Koń ma głównie skojarzenia, nawyki i przyzwyczajenia. Działa schematycznie. Jeżeli się go ukierunkuje to zapamięta, bo ma dobrą pamięć. Dlatego ważne jest wpajanie nawyków – uważa pan Jacek. Konia należy zacząć układać jak najwcześniej, tylko stopniowo. W zależności efektu, jaki się chce uzyskać. Najpierw należy przyzwyczajać źrebię do obecności człowieka Konia do zaprzęgu układamy od dwóch lat, a pod siodło od trzech. - To jest tak jak z dzieckiem, że nawet najtroskliwszy rodzic nie wychowa dziecka tak dobrze jak przedszkole. Bo to są inne relacje, pomiędzy rówieśnikami. Łapię któregoś konia i coś z nim robię. Źrebak widzi, że nic złego się nie dzieje i sam podchodzi. Potem łatwiej coś osiągnąć. Koń ma takie miejsca, których nie może dotknąć i nie może się podrapać na przykład pod brodą. Podczas układania konia można to wykorzystać. Uwiązać go żeby postał na chwilę i nauczył się posłuszeństwa. Wciąć na lonżę czy założyć mu kantar, oprowadzać go. Z czasem dwulatka można do zaprzęgu założyć, ale w parę, żeby się nauczył. Trudno nauczyć konia, żeby reagował na wodze podczas skręcania i hamowania. Początkowo koń nie wie, dlaczego się go ciągnie – opowiada hodowca. Ułożenie konia trwa przynajmniej rok. W wermachcie tresura trwała, co najmniej dwa lata. Mówimy, że mieliśmy dobrych ułanów, jednak Niemcy mieli lepsze konie.

Pod Grunwaldem
uciekło całe stado

Wnętrza domku w stadninie wyglądają jak w muzeum. Wszędzie pełno strojów, elementów zbroi, dawnego oręża rycerskiego i nie tylko. Pan Jacek zdradza, że ma stroje od wczesnego średniowiecza po 1939 rok. Część z nich jest oryginalna, część to repliki. Wszystko wykorzystują z synem podczas wypraw na różnego rodzaju rekonstrukcje. - Żona twierdzi, że ja mam tu większą garderobę niż ona. Gramy husarię, lisowczyków, okres międzywojenny, 1920 rok, 1939 rok, pierwszą wojnę. Także gramy w rekonstrukcjach na kanwie westernów w Mrągowie – opowiada pan Jacek. Jadą też do Giżycka na Twierdzę Boyen. Rekonstrukcja historyczna z okresu I wojny światowej odbędzie się na terenie stuletniej twierdzy, która nadal imponuje. Jak co roku pan Jacek pojedzie na Grunwald z bractwem z Nowego Miasta Lubawskiego. Syn wyruszy na rekonstrukcję potopu szwedzkiego. Konie ze stadniny w Korbońcu odgrywają w takich rekonstrukcjach ważne role. Wiążą się z tym niezwykłe historie. – Kiedyś pod Grunwaldem budzimy się, a tu 17 koni nam uciekło. Nikt nie wiedział gdzie. Ktoś zapomniał włączyć prąd w ogrodzeniu. Konie poszły w pola, najadły się i po jakimś czasie wróciły. Wiedziały gdzie mają wrócić, bo przebywaliśmy w jednym miejscu od dwóch dni. Konie są nauczone być przy nas. Podczas przerw w podróży puszczamy konie luzem, a potem wracają. Próbowaliśmy tak kilka razy - opowiada.

Iwona Łazowa

Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Rafał #1783994 | 46.204.*.* 27 lip 2015 17:44

    Porada merytorycznie dobra, ale ja wątpię w to czy pani Iwona ma aparat z obsługą RAW. he he

    ! - + odpowiedz na ten komentarz

  2. Adrian #1783975 | 46.205.*.* 27 lip 2015 17:20

    Może autorce artykułu jeszcze podpowiem, że zdjęcia najlepiej jest robić w formacie RAW, jest to tzw. cyfrowy negatyw, który nie zawiera jeszcze gotowego zdjęcia, ale praktycznie zrzut z matrycy aparatu. Ma on mnóstwo danych i informacji - każdy jpg się chowa. I dopiero z tego RAWa wywołuje się jpga - ustawiając ostrość, kontrast, poziom odszumiania, ekspozycji, balans bieli i inne rzeczy. Absolutnie nie chciałbym się mądrzyć, ale tak dziś pracują wszyscy profesjonalni fotografowie. Zdjęcia prosto z aparatu są dla amatorów (także w pozytywnym sensie tego słowa). Zresztą w jednym z ostatnich numerów Digital Foto Video, był artykuł pt. "Dobre zdjęcia prosto z aparatu", gdzie specjaliści udowodnili, że jest to droga trudna, której lepiej nie stosować. Bo do jednego ujęcia wysoki kontrast ustawiony w aparacie będzie pasował, ale inne ujęcie (gdzie jest już trochę inne światło) już zepsuje. Tak jak zepsuł to zdjęcie z końmi. Podsumowując: dla zawodowych fotografów, którzy chcą mieć najlepszej jakości zdjęcia i wywołać je w komputerze polecam format RAW, dla amatorów i pasjonatów, dla których nie liczy się najwyższa jakość zdjęć, ale przede wszystkim szybkość w ich uzyskiwaniu, polecam format jpg. Ale o tym przeczyta Pani w wielu poradnikach fotograficznych. Jeszcze raz życzę powodzenia przy fotografiach.

    ! - + odpowiedz na ten komentarz

  3. Adrian #1783959 | 46.205.*.* 27 lip 2015 16:59

    Tekst ciekawy, lecz ze zdjęciami to Pani Iwona ma problem: albo ustawiła Pani za wysoki kontrast w aparacie albo zrobiła to Pani w obróbce cyfrowej na komputerze. Przecież te konie nie mają takich intensywnych kolorów, a przez ten duży kontrast brakuje szczegółów w cieniach. Tylko nie wiem czy ma Pani problem raczej z edycją zdjęć w komputerze czy jeszcze na poziomie ustawień w aparacie. Życzę powodzenia przy następnych fotografiach.

    ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Dorcia #1779252 | 31.63.*.* 20 lip 2015 10:42

      Piękna opowieść można czytć i czytać.gratuluję to piękne co pan robi

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)