Poniedziałek, 29 kwietnia 2024. Imieniny Hugona, Piotra, Roberty

Najpierw pokochała dzieci, a potem ich ojca

2023-10-29 16:03:02 (ost. akt: 2023-10-29 00:10:12)

Autor zdjęcia: Pixabay

Podziel się:

Najpierw poznała dzieci, potem ich ojca. Pokochała całą trójkę. Teraz jest żoną i matką. Ma pracę, która jest jej pasją, i która dała jej to wielkie szczęście. — Nie kochałabym ich bardziej, nawet gdybym była ich prawdziwą mamą. Każdego dnia dziękuję Bogu, że na mojej drodze się pojawili i dali mi szansę tworzyć z nimi rodzinę — mówi pani Arleta.

Pani Arleta zawsze kochała dzieci. Od dziecka marzyła, że będzie nauczycielką w przedszkolu. Dlatego po ukończeniu szkoły średniej wybór studiów był oczywisty - pedagogika wczesnoszkolna.
— Zajmowałam się wszystkimi dziećmi w rodzinie, zdarzało się, że maluchy wołały na mnie "mama" — śmieje się pani Arleta. — Wymyślałam zabawy, czytałam im do snu, uczyłam ich pisać i czytać, jeździć na rowerze. Latem, gdy starsze rodzeństwo pracowało na gospodarstwie ja opiekowałam się ich dziećmi i sąsiadów. Zdarzało się, że była ich spora gromadka, około 8 maluchów. Czułam się wtedy w swoim żywiole i upewniałam, że to jest to, co chcę robić.

Została przedszkolanką
Kiedy pani Arleta ukończyła studia od razu zatrudniła się w przedszkolu. Pełna pomysłów i energii szybko stała się ulubienicą dzieciaków.
— Uważam, że jedynym sposobem, by dobrze pracować, jest robienie tego, co uważa się za wspaniałe zajęcie. Praca z dziećmi to powołanie, nauczyciel powinien być przede wszystkim człowiekiem, przyjacielem i przewodnikiem — tłumaczy. — Ja po prostu lubię dzieci, lubię być z nimi, bawić się, uczyć je. Każdego dnia cieszę się ze spotkania z nimi. To one inspirują mnie do dalszej pracy, są natchnieniem. Nie chcę być niewolnikiem swojej pracy, a jej twórcą. Praca, która jest jednocześnie pasją, jest spełnieniem marzeń i przyczynia się do wzrostu efektywności z wykonywanych obowiązków.
Przedszkolanka starała się, by dzieci czuły się jak najlepiej w przedszkolu. Ze szczególną uwagą opiekowała się tymi, które były nieśmiałe i miały problem z integracją w grupie. Tak poznała małą Ewę i jej starszego brata Antosia.
— Chłopiec chodził do innej grupy ale często zostawałam z nimi, bo ich tata odbierał ich późno — opowiada. — Dowiedziałam się, że ich ojciec wychowuje ich samotnie, bo mama dwa lata wcześniej zmarła na nowotwór. Tym bardziej dobro tych dzieci leżało mi na sercu... Były takie nieśmiałe i zamknięte w sobie. Na ich twarzach uśmiech pojawiał się dość rzadko i zazwyczaj wtedy, gdy ich tata się pojawiał. Coraz częściej przytulałam rodzeństwo, zagadywałam i zostawałam z nimi, kiedy ich ojciec się spóźniał. Mężczyzna zawsze bardzo mi dziękował, czasem przynosił kwiaty lub czekoladki w podziękowaniu.

Pokochała dzieci a potem ich ojca
Coraz częściej rozmowy ojca i pani Arlety schodziły na prywatne tematy. Pewnego dnia mężczyzna zaprosił ją na spacer do parku. Poszli całą czwórką. Rozmawiali, szukali kasztanów, karmili kaczki nad jeziorem. Zaczęli się spotykać nie tylko w przedszkolu ale i poza nim.
— Ewcia i Antoś zawładnęły moim sercem. Kiedy wtulały się we mnie czułam, że stały się kimś bardzo ważnym w moim życiu, że ich kocham — mówi. — Po roku naszych spotkań kochałam nie tylko dzieci, ale i ich ojca. Postanowiliśmy z Andrzejem zamieszkać razem. Dzieci tak bardzo się ucieszyły na tą wiadomość. Byłam taka szczęśliwa... Miałam wspaniałego mężczyznę i cudowne dzieci. Czy można chcieć czegoś więcej?

Stali się rodziną
Dwa lata temu pan Andrzej wraz z dziećmi przygotował niespodziankę urodzinową dla pani Arlety. Kiedy kobieta wróciła z zakupów mężczyzna poprosił ją o rękę. Mała Ewa trzymała kwiaty a Antoś pierścionek zaręczynowy.
— Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że będzie tort i jakiś prezent a tu takie zaskoczenie — wspomina wzruszona. — Oczywiście były łzy, szczególnie gdy Ewcia zapytała mnie "zostaniesz naszą mamusią?". Oczywiście przyjęłam pierścionek i zapewniłam całą trójkę, że kocham ich nad życie, że wyjdę za mąż i będę ich mamą.
Ewcia rosła jak na drożdżach, a Antoś był już uczniem szkoły podstawowej kiedy pani Arleta i pan Andrzej stanęli na ślubnym kobiercu. Skromna uroczystość w gronie rodziny i przyjaciół była niezwykle kameralna i wzruszająca.
— Płakałam całą mszę, tak bardzo byłam szczęśliwa — opowiada pani Arleta. — Staliśmy się prawdziwą rodziną. Patrzyłam kościele na Andrzeja i dzieci i nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Nie myślałam, że tak bardzo można pokochać, a jednak mi się to przydarzyło.

Dzieci są ich szczęściem
Małżonkowie marzyli o powiększeniu rodziny, bardzo tego pragnęliśmy. Nie było jednak dane im powtórnie zostać rodzicami, więc tym mocniej pani Arleta przywiązała się do Ewy i Antosia.
— Nie kochałabym ich bardziej, nawet gdybym była ich prawdziwą mamą — mówi pani Arleta. — Każdego dnia dziękuję Bogu, że na mojej drodze się pojawili i dali mi szansę tworzyć z nimi rodzinę. Każdy z nas posiada inną definicję szczęścia. Jest to związane z indywidualnym jego podejściem do życia oraz posiadaniem różnych doświadczeń życiowych. Życie to przecież projekt długoterminowy. Dlatego nie warto przywiązywać się do gorszych chwil w swoim życiu. To jednak nie oznacza biernego czekania na wydarzenia, które nas uszczęśliwią… Chodzi tu o uświadomienie sobie, że życie z natury składa się z przyjemnych i mniej pożądanych wydarzeń. Czasem te nieprzyjemne zdarzenia wywołują w nas refleksję i skłaniają do zmiany. Nie zawsze jesteśmy na nią przygotowani. Dlatego warto dać sobie pomóc, czasem wystarczy rozmowa z kimś bliskim, czasem potrzebna jest zmiana otoczenia. Nie warto jednak rezygnować z wyznaczonych sobie celów. I zawsze trzeba wierzyć. Nam wiara pozwoliła przetrwać trudne chwile i wynagrodziła nam je. Szczęście naszych dzieci, ich uśmiech wynagradza wszystkie problemy. Kiedy modlę się, nie zapominam o mamie moich dzieci... Chodzimy z nimi na cmentarz, Andrzej opowiada im o niej, oglądamy zdjęcia. Mówimy im, że ona zawsze czuwa nad nimi i patrzy na nich z nieba.

Trzeba być dobrym człowiekiem
Małżonkowie lubią opowiadać o swojej rodzinie, często siadają razem i oglądają zdjęcia. Znajdują też czas na pomoc innym ludziom. Ich dzień jest zaplanowany co do minuty, a mimo to znajdują czas na wolontariat i inne pasje. Mówią, że to najlepszy sposób na odreagowanie stresów i zmęczenia. Mają wiele empatii do ludzi, szczególnie tych starszych i samotnych.
— Uważamy, że warto bezinteresownie pomagać innym i być dobrym człowiekiem — mówią zgodnie. — Dziękujemy Bogu za naszą rodzinę, dzięki nim jesteśmy silni i pewni, że warto marzyć i wierzyć.
Czują się spełnieni, pełni energii i mają jeszcze wiele marzeń. W wolnych chwilach podróżują całą rodziną, by potem z nową energią wrócić do pracy.
— Satysfakcja z pracy jest bardzo ważna. Cieszę się, że dobrze wybrałam swój zawód — zapewnia pani Arleta. — Czasami spotykam swoich wychowanków i kiedy mówią mi, że dobrze wspominają czasy przedszkola to czuję, że moja praca ma sens i dobry wpływ na wychowanie kolejnych pokoleń. Uważam, że jest to największą nagrodą za lata pracy...

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB