Sobota, 18 maja 2024. Imieniny Alicji, Edwina, Eryka

Przemysław Kowalski: dla mnie to jest styl życia

2018-09-10 12:00:00 (ost. akt: 2018-09-10 14:55:58)

Podziel się:

Mówi, że jest szczęśliwym człowiekiem. Wyjechał do Wielkiej Brytanii, bo miał dość pracy za 1500 zł. Pracuje i odnosi sukcesy w kulturystyce. Możliwości w UK dają poczucie bezpieczeństwa. Poznajcie Przemysława Kowalskiego z Mławy.

Jaki wpływ miało dla Pana uprawianie kulturystyki? Jak to się zaczęło?

Przemysław Kowalski: Kulturystykę zacząłem uprawiać od kiedy ukończyłem 14 rok życia, czyli od 22 lat. W tamtych czasach nie było internetu, ani skąd zaczerpnąć wiedzy na temat kulturystyki, diety, czy treningu. Były tylko gazety, które nie były dla mnie łatwe do zdobycia, najczęściej brakowało na to pieniędzy. Nie było mowy również o odżywkach, na które też nie było mnie stać. Dieta wyglądała tak, że trzeba było jeść to, co rodzice przygotowali, więc postępy też były słabe. Nie miałem z kogo wziąć przykładu, nie znałem nikogo kto mógłby doradzić, podpowiedzieć, jak można wziąć udział w zawodach. Jadło się byle co i ćwiczyło byle jak, podnosiło się po prostu ciężary. To były niestety niewykorzystane lata, dużo zmarnowanego czasu. Gdyby wtedy zjawiły się osoby jak teraz tutaj w Anglii w dzisiejszych czasach, które podpowiedziałyby co zrobić żeby wziąć udział w zawodach, powiedziały, że dobrze wyglądam, że mam predyspozycje, np. wspaniały człowiek Ted (właściciel siłowni Teds Gym) w Workington, to by prawdopodobnie zupełnie inaczej potoczyły się moje losy. Nie wyjechałbym nigdy za granicę, a prawdopodobnie uprawiałbym kulturystykę i zostałbym w Polsce. Kto wie, może byłby to mój zawód na pełen etat, robiłbym coś, co kocham. Gdybym w tamtym wieku zaczął na poważnie, to może byłbym dzisiaj mistrzem.

Odniósł Pan sukcesy, ale dopiero... za granicą?

P. K.: Pierwszy raz w życiu wystartowałem w zawodach kulturystycznych w UK 28 kwietnia tego roku w Bolton. Zawody nazywały się Mr and Miss Bolton. W kategorii First timers zdobyłem srebro, tego samego dnia w kategorii Mens class 2 zdobyłem złoto i wygrałem kategorię Open tego samego dnia, czyli nagrodę główną. Co ciekawe byłem najlepszy z mężczyzn, a z kobiet najlepsza była Polka. W gazecie lokalnej The Bolton News napisano o mnie ciekawy artykuł, że pomimo iż walczyłem z większymi od siebie miałem lepszą rzeźbę oraz proporcje między górą i dołem ciała. Dlatego pokonałem większych od siebie. To były moje pierwsze zawody w życiu, które jak do tej pory uważam za największy sukces. Następnie startowałem w maju w Liverpool, gdzie zająłem 3 miejsce. Dwa tygodnie później wziąłem udział w zawodach w Durham w dwóch kategoriach, gdzie zdobyłem srebro i brąz. Po tych wszystkich zwycięstwach miałem prawo do startu w mistrzostwach Wielkiej Brytanii IBFA 10 czerwca 2018, gdzie zająłem 3 miejsce (brąz). Nawet gdybym zajął pierwsze miejsce i zdobył prawo do startu w Rzymie - czyli mistrzostwa Europy - to i tak bym nie pojechał, bo nie byłoby mnie na to stać. Przelot, hotel, wyżywienie, suplementy, za wszystko płacę sam, a bez sponsora to wszystko jest dla mnie nieosiągalne.

Mówi Pan o sobie, że jest szczęśliwym człowiekiem. Jaki ma Pan na to sposób?

P. K.: Żeby uprawiać kulturystykę trzeba mieć samodyscyplinę, zaparcie w dążeniu do celu, jasno określony cel. Nie ukrywam, że przydaje się trener. Odżywki też pomagają w tym sporcie. Kulturystyka na pewno poprawia zdrowie oraz kształtuje charakter. Kocham ten sport, więc daje mi szczęście. Nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez sportowego trybu życia. Dla jednych to dieta i katorga - a dla mnie to styl życia. Przeciętny człowiek jest szczęśliwy w weekendy, bo ma wolne od pracy i może się zabawić. Ja jestem szczęśliwy codziennie, ponieważ trenuję 5 dni w tygodniu a podczas przygotowań do zawodów 7. Dla wszystkich, którzy twierdzą, że się nie da, chcę zaznaczyć, że pracuję na pełen etat oraz jestem szczęśliwym ojcem trzyletniej córki.

Jak wyglądają przygotowania do startów?

P. K.: Podczas przygotowań do zawodów zaczynałem dzień o 5:30, jechałem na siłownię bez śniadania zrobić trening cardio, dochodził nawet do 75 minut, po czym wracałem do domu, brałem prysznic, jadłem śniadanie i jechałem na trening siłowy, po treningu wracałem od razu do domu, żeby zająć się córką. Pracę zaczynałem o 15 do 23, po powrocie z pracy jadłem kolację i szedłem spać. I tak kolejne dni.

Skąd pomysł wyjazdu do Wielkiej Brytanii?

P. K.: Uczęszczałem do Szkoły Podstawowej nr 7 w Mławie, następnie do Technikum Budowlanego w Mławie. Mieszkałem na OKM-ie. Mława była zawsze fajnym miastem, zawsze będę miał miłe wspomnienia, tylko z pracą było ciężko, najszybciej po znajomości. Później pojawiło się LG, gdzie pracowałem kilka lat, ale miałem już dość pracy za 1500 złotych i zacząłem szukać zatrudnienia za granicą. Trafiła się okazja na wyjazd do wielkiej Brytanii, więc skorzystałem. Połowa moich przyjaciół wyjechała za granicę, jedni do Wielkiej Brytanii, inni do Ameryki czy Niemiec.
Do Wielkiej Brytanii wyjechałem sam, do pracy przez agencję. Potem dostałem kontrakt. Kiedy podszkoliłem język, zacząłem szukać pracy sam i zmieniać siebie na lepsze. Cały czas tu w Anglii pracowałem i pracuję do dziś w magazynach.

Jak żyje się na emigracji?

P. K.: W planach mam zrobienie kursu trenera personalnego, żeby móc robić to co sprawia mi radość. Nie jest trudno się odnaleźć w obcym kraju, jeśli ma się jasno określone cele i dąży się do nich. Poznałem tutaj wielu ludzi, zarówno Polaków jak i Anglików, którzy są mi pomocni. Najbardziej sympatycznych ludzi poznałem podczas przygotowań do zawodów i w trakcie ich trwania, w siłowniach, ogólnie ludzi z tej branży. Najtrudniejsza była pierwsza zmiana pracy tutaj w Anglii, każda kolejna zmiana nie była już taka trudna, łatwo jest dla mnie znaleźć inną pracę. Bycie bezrobotnym jest tutaj praktycznie niemożliwe, a to daje poczucie bezpieczeństwa.

Dziękuję za rozmowę.

Iwona Łazowa


Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB