- Wielu starszych ludzi mawia czasem, że dałoby wiele, aby im powróciła młodość. Ja nie chciałbym, aby wróciły moje dziecięce lata i miałbym przeżyć to, co przed ponad siedemdziesięciu laty przeżyła moja rodzina – mówi mieszkaniec Szydłowa Jerzy Ciecierski.
Jerzy Ciecierski urodził się w Szydłowie w 1936 r. Jego ojciec w 1939 r. został powołany do wojska w Modlinie. Stamtąd nie wrócił o własnych siłach. - Został w bitwie poszarpany przez bombę. Z okopu wyciągnął go porucznik Jan Nowicki. Jakimś cudem tata przeżył tydzień u jakichś dobrych ludzi. Moja mama dostała wiadomość o tym, że jest ciężko ranny. Wynajęła furmankę do Modlina – mówi Jerzy Ciecierski. Po tym jak jego ojciec dotarł do domu, z jego ciała wyciągnięto 64 odłamki. - Tata bardzo cierpiał. Potem wdało się zakażenie i w maju 1944 r. umarł – opowiada mieszkaniec Szydłowa.
„Nowy Berlin”
Podczas II wojny światowej Szydłowo było miejscem przemarszu wojsk niemieckich oraz przemieszczania się dużych ilości sprzętu wojskowego. Bo w pobliżu był ogromny poligon, który nazywano małym albo „nowym Berlinem”. - To był taki obóz, prawie jak małe miasto. Polacy, którzy tam pracowali mówili, że były tam duże, drewniane baraki, betonowe drogi i warsztaty. Poligon był ogrodzony, a na naszym polu była wartownia – kontynuuje nasz rozmówca. „Nowego Berlina” pilnie strzegli niemieccy żandarmi. - Byli bezwzględni i okrutni. Mieli wsparcie SS-manów oraz wojska. Często było widać prowadzonych ludzi, bardzo zbitych i zakrwawionych, że dziś łzy same się cisną do oczu, kiedy o tym opowiadam. Widziałem jak jeden człowiek uciekał i Niemcy go zastrzelili. Ciało wywlekli na cmentarz i zakopali jak zwierzę – relacjonuje pan Jerzy. W 1944 r., po śmierci ojca, jego matka postanowiła, że uciekną. Udało im się dotrzeć do Pokrytek koło Strzegowa. Tam przeżyli bombardowanie. Pokrytki zostały spalone, a oni wrócili do Szydłowa.
To co zobaczyli
było straszne
W 1945 r. przez nasz region przechodził front walki pomiędzy wojskami niemieckimi i rosyjskimi. Wówczas pan Jerzy miał 9 lat. Pewnej nocy w ciemności zaczęło być słychać strzały. Z poligonu uciekały niemieckie czołgi. Natknęły się one na maszyny rosyjskie. - To, co zobaczyliśmy rano było straszne i przerażające: czołgi potopione w rzecze i na bagnach. Najgorzej było na bocznicy kolejowej. Tu stało 8 zniszczonych niemieckich czołgów, a wokół były trupy i ranni, konający żołnierze niemieccy. Do dziś pamiętam ich wołanie: „Mein Gott!”. Byłem dzieckiem, ale te widoki zapamiętałem. Modliłem się wówczas o zdrowie mamy, bo niedawno pochowaliśmy tatę – wspomina nasz rozmówca. I podkreśla, że to, co się wtedy działo, to rzeczywistość, a nie film. Mówi to w odniesieniu do dzisiejszych reakcji niektórych dzieci. - Dziś bywa tak, że jak wnuczek obejrzy film, to potem pyta: „Babciu, ile razy byłaś zabita na wojnie”? A to co ja widziałem, to była autentyczna, krew, autentyczne życie, a jak komuś na przykład rękę urwało to już nie odrosła – objaśnia pan Jerzy. Jego małżonka Eliza Ciecierska urodziła się w 1940 r. - Jest dużo osób, które przeżyły te czasy. My czerpiemy o nich wiedzę głównie z opowiadań rodziców. Dzięki ich relacjom wiemy co przeszli, gdzie z nami wędrowali i jak zdobywali pożywienie – mówi Eliza Ciecierska.
było straszne
W 1945 r. przez nasz region przechodził front walki pomiędzy wojskami niemieckimi i rosyjskimi. Wówczas pan Jerzy miał 9 lat. Pewnej nocy w ciemności zaczęło być słychać strzały. Z poligonu uciekały niemieckie czołgi. Natknęły się one na maszyny rosyjskie. - To, co zobaczyliśmy rano było straszne i przerażające: czołgi potopione w rzecze i na bagnach. Najgorzej było na bocznicy kolejowej. Tu stało 8 zniszczonych niemieckich czołgów, a wokół były trupy i ranni, konający żołnierze niemieccy. Do dziś pamiętam ich wołanie: „Mein Gott!”. Byłem dzieckiem, ale te widoki zapamiętałem. Modliłem się wówczas o zdrowie mamy, bo niedawno pochowaliśmy tatę – wspomina nasz rozmówca. I podkreśla, że to, co się wtedy działo, to rzeczywistość, a nie film. Mówi to w odniesieniu do dzisiejszych reakcji niektórych dzieci. - Dziś bywa tak, że jak wnuczek obejrzy film, to potem pyta: „Babciu, ile razy byłaś zabita na wojnie”? A to co ja widziałem, to była autentyczna, krew, autentyczne życie, a jak komuś na przykład rękę urwało to już nie odrosła – objaśnia pan Jerzy. Jego małżonka Eliza Ciecierska urodziła się w 1940 r. - Jest dużo osób, które przeżyły te czasy. My czerpiemy o nich wiedzę głównie z opowiadań rodziców. Dzięki ich relacjom wiemy co przeszli, gdzie z nami wędrowali i jak zdobywali pożywienie – mówi Eliza Ciecierska.
W tym samym roku urodziła się Barbara Jatczak, obecnie prezes Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych w Szydłowie. - Pamiętam rok 1945. My byliśmy w miejscu naszego zamieszkania – w Nosarzewie Polnym – mówi Barbara Jatczak. Wówczas Niemcy „kumulowali” rodziny – w jednym domu mieszkały np. dwie, a ponadto lokatorami „z przydziału” byli też Niemcy. - Moi mieszkali z takim państwem Prześlakiewiczów, a w drugim pokoju był Niemiec. To były takie czasy, że wiele rzeczy nam zabraniano. Nie mogliśmy zabijać świń, handlować masłem, a dzieci nie mogły się bawić – mówi pani Barbara. I przypomina o jednym ze zdarzeń z 1945 r. Wówczas na wsiach nie było łazienek. Swoje potrzeby fizjologiczne trzeba było załatwiać na zewnątrz. - W tym celu wyszłam poza dom, kiedy ukucnęłam zobaczyłam żandarma, a on uderzył mnie mocno batem w plecy. Rana od tego goiła mi się 3 miesiące – wspomina nasza rozmówczyni. Ale od razu dodaje, że nie wszyscy Niemcy byli źli. - Niemiec, który mieszkał z moimi rodzicami, co wieczór brał mnie na ręce i na kolana. Mówił, że ma taką samą córeczkę W Niemczech. Lubił mnie. Pamiętam, że przywoził mi ubrania – opowiada Barbara Jatczak. Wspomina również o tym, że w 1945 r. we wsi był mężczyzna – Polak, który ukrywał się przed okupantem, bo najprawdopodobniej zabił Niemca. Wówczas Niemcy mieli ustawić mężczyzn – mieszkańców wsi w rzędzie i zagrozić, że jeśli nie znajdą uciekiniera, to zastrzelą co drugiego z nich.
Wiele wspólnych
działań
Dziś osoby pokrzywdzone w tamtych czasach albo ich bliscy są zrzeszeni jako kombatanci i ich podopieczni w Związku Kombatantów RP i i Byłych Więźniów Politycznych. Taki funkcjonuje również w Szydłowie. Barbara Jatczak jest prezesem tutejszego związku od 8 lat. Związek liczy obecnie około 140 członków. Należący do niego spotykają się regularnie, organizują też spotkania z różnych okazji, np. święta kobiet. Organizowana jest też wspólna wigilia. Kombatanci uczestniczą również we wszystkich uroczystościach patriotycznych i religijnych na terenie gminy. Kultywują pamięć o tamtych, strasznych czasach. O czasach, w których przyszło żyć ich rodzicom i im samym. Związek opiekuje się grobami, m.in. tymi w Szydłowie (z 1918, z 1920 i 1939 r.) i w Sławogórze Nowej. Do tej ostatniej miejscowości jeżdżą co roku, 1 września, zostawiając tam kwiaty, znicze i swoją modlitwę. - Jeździmy również do Ościsłowa. W tej miejscowości Niemcy wymordowali ponad 300 tysięcy niepełnosprawnych osób – mówi Barbara Jatczak.
Kombatanci wybierają się także na wspólne wycieczki. Byli już m.in. w: Warszawie, Świętej Lipce, Żelazowej Woli, Kaliszu, Niepokalanowie i Gietrzwałdzie.
działań
Dziś osoby pokrzywdzone w tamtych czasach albo ich bliscy są zrzeszeni jako kombatanci i ich podopieczni w Związku Kombatantów RP i i Byłych Więźniów Politycznych. Taki funkcjonuje również w Szydłowie. Barbara Jatczak jest prezesem tutejszego związku od 8 lat. Związek liczy obecnie około 140 członków. Należący do niego spotykają się regularnie, organizują też spotkania z różnych okazji, np. święta kobiet. Organizowana jest też wspólna wigilia. Kombatanci uczestniczą również we wszystkich uroczystościach patriotycznych i religijnych na terenie gminy. Kultywują pamięć o tamtych, strasznych czasach. O czasach, w których przyszło żyć ich rodzicom i im samym. Związek opiekuje się grobami, m.in. tymi w Szydłowie (z 1918, z 1920 i 1939 r.) i w Sławogórze Nowej. Do tej ostatniej miejscowości jeżdżą co roku, 1 września, zostawiając tam kwiaty, znicze i swoją modlitwę. - Jeździmy również do Ościsłowa. W tej miejscowości Niemcy wymordowali ponad 300 tysięcy niepełnosprawnych osób – mówi Barbara Jatczak.
Kombatanci wybierają się także na wspólne wycieczki. Byli już m.in. w: Warszawie, Świętej Lipce, Żelazowej Woli, Kaliszu, Niepokalanowie i Gietrzwałdzie.
Robert Bartosewicz
Czytaj e-wydanie
TUTAJ ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: kliknij Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Robert BartosewiczPochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez