Poniedziałek, 29 kwietnia 2024. Imieniny Hugona, Piotra, Roberty

To będą jej setne święta. 100 – latka opowiada o Świętach Wielkanocnych

2015-04-04 08:02:00 (ost. akt: 2015-04-03 14:00:02)
Zofia Kaszubowska z Moraw dba o zachowanie świątecznych tradycji

Zofia Kaszubowska z Moraw dba o zachowanie świątecznych tradycji

Autor zdjęcia: Iwona Łazowa

Podziel się:

Zofia Kaszubowska z Moraw (gmina Stupsk), która 16 marca 2015 r obchodziła setną rocznicę urodzin, opowiada nam jak kiedyś obchodziło się Święta Wielkanocne. - To były całkiem inne święta. W domu było wesoło, czuło się atmosferę – wspomina.

Pani Zofia pomimo sędziwego wieku zachowała pogodę ducha i dosyć dobrą kondycję fizyczną. Wiele rzeczy też pamięta. Opowiedziała nam jakie zwyczaje świąteczne panowały w jej domu rodzinnym i w okresie późniejszym.


Tradycje
przetrwały do dziś

Kiedyś w domach bywało skromniej niż teraz. Pomimo tego czuło się wyjątkową atmosferę świąt już podczas przygotowań. Niektóre tradycje przetrwały do dziś. Malowanie jajek przeznaczonych na święconkę przypominało zabiegi stosowane i teraz. - Jajka gotowało się w cebulaku. Później kupowałam barwniki w sklepie, jak już były dostępne. Dodatkowo, w czasach kiedy dzieci były małe, ozdabiałem pisanki. Przeważnie rysowałam nożem przeróżne wzory. Pamiętam jak dzieci były z tego zadowolone – wspomina pani Zofia. 100 – latka z Moraw, która w tym roku będzie obchodzić swoją setną Wielkanoc, jest kobietą bardzo religijną. Podkreśla swoją łączność z kościołem od najmłodszych lat. - Od młodości zawsze chodziłam do kościoła - opowiada Zofia Kaszubowska. I teraz często się modli. Zdaniem kobiety kiedyś też inaczej organizowano porządek nabożeństw w kościele. - Chodziło się do kościoła na adorację wieczorem na godzinę 18. Następnie rezurekcja była na godzinę 6 lub 7 rano – dodaje. Podobnie jak i teraz rodzina wracała z kościoła na wielkanocne śniadanie. - Pokroiło się jajka i posoliło poświęconą solą. Postawiło się na stole. Odmawialiśmy zdrowaśkę czy Ojcze Nasz, przeżegnaliśmy się i dzieliliśmy święconką - opowiada. Następnie rodzina zasiadała do stołu, bo jak wspomina mieszkanka Moraw, wszyscy po kościele byli głodni. - Pamiętam, jak byłam mała, bracia wołali „mamo kochana rób śniadanie bo język nam wyleci”, bo zapachy były takie, że chciało się jeść – wspomina. Najwięcej wspomnień z dzieciństwa wiąże się z mamą i braćmi. - Tata młodo umarł, mama nas wychowywała. Miałam czterech braci, wszyscy wymarli. Byłam najmłodsza i najdłużej żyję - mówi. Historia zatoczyła koło w dorosłym życiu pani Zofii. - Miałam 35 lat jak mąż umarł. Zostałam sama z trojgiem małych dzieci. Najmłodsza córka miała 3 latka, najstarsza 10 lat. Pomocą był Bóg. Należę do rodziny różańcowej od lat 70-tych – opowiada.


Wodą z wiadra
potrafili polać

Podobnie jak obecne, koszyki święcono w sobotę. - Do kościoła z koszyczkiem przeważnie chodziły dzieci lub ten kto miał czas. Do koszyczka wkładaliśmy pomalowane jajka, sól i kawałek kiełbasy – wspomina pani Zofia. Święta w jej domu obchodzono bez alkoholu. - Na śniadalnie były potrawy niegotowane. Na świąteczny obiad podawaliśmy między innymi rosół, mięso gotowane i kotlety. A do tego ogórki kwaszone – wylicza pani Zofia. W lany poniedziałek młode kobiety tradycyjnie polewano wodą. - Polewali mnie bracia. Mieli wodę we flakonikach po perfumach lub wodę kolońską. Ale byli i tacy, którzy wodą z wiadra potrafili polać, jak się wyszło na drogę. Pamiętam jak raz wyszłam, nie wiedziałam, a oni czatowali za domem i mnie oblali – relacjonuje z uśmiechem pani Zofia. Jak mogliśmy się przekonać, starsza kobieta, pomimo przeciwności losu, zachowała pogodę ducha.

Iwona Łazowa
i.lazowa@kuriermlawski.pl

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB