Piątek, 29 marca 2024. Imieniny Marka, Wiktoryny, Zenona

Maria Windyga z Piekiełka: Dziki rujnują uprawy

2014-05-24 21:07:02 (ost. akt: 2014-05-24 21:10:01)

Podziel się:

Dziki niszczą hektary upraw w Piekiełku. Właścicielka gruntów Maria Windyga ponosi straty. Kobieta „załamuje ręce”. - Moje gospodarstwo ginie. Nikt nie chce mi pomóc. Nie jestem w stanie sama pokonać dzików – mówi. Zobowiązane do zabezpieczania upraw przez zwierzętami koło łowieckie ostatnio nawet nie oszacowało szkód.

Populacja dzików, zdaniem niektórych, w ostatnich latach wzrosła pięciokrotnie. Zwierzęta szukają pokarmu. Rolnicy biją na alarm, bo szkody są coraz dotkliwsze. Także Maria Windyga z Piekiełka ma z tym problem.

Sprawa sądowa
za sprawą

Dochód z gospodarstwa maleje, a o rekompensatę coraz trudniej. Myśliwi z Koła Łowieckiego „Lis”, działającego m.in. w Piekiełku, nie zawsze zgadzają się na wypłatę. - Koło powinno zrekompensować wszystkie szkody, skoro nie dopełnia obowiązków odnośnie odpowiedniego zabezpieczania upraw przed dzikami – uważa Maria Windyga, która od lat walczy o odszkodowania za straty. Dziki niszczą uprawy, kobieta zgłasza szkody. Następnie koło łowieckie ocenia czy należą się pieniądze. Mławianka w razie braku pokrycia szkód kieruje sprawę do sądu. - W 2010 roku doszło do porozumienia, druga sprawa z 2011 roku nadal się toczy. Trzecią założyłam w styczniu 2014 roku. Dotyczy szkód z jesieni 2013 roku – informuje.

Ostatnich strat nawet
nie oszacowano

Dość tego wszystkiego ma zarówno kobieta, jak i koło łowieckie. Myśliwi coraz bardziej podejrzliwym okiem „spoglądają” na poczynania pani Marii. Szkód z 5 maja nawet nie oszacowano, żądając dodatkowej dokumentacji (aktu notarialnego, map). - Teraz ubiegam się o to, aby ktoś nakazał kołu oszacować szkody – mówi. Zrozpaczona kobieta o pomoc zwracała się do gdzie tylko mogła, m.in. do: burmistrza, starosty, marszałka i do izby rolniczej. Pisała też do związków łowieckich. - Wszędzie rozkładają ręce, odsyłając do sądu. – powiedziała w redakcji „Kuriera”, gdzie także poprosiła o wsparcie.

Starosta nie widzi powodu
do zerwania umowy z kołem

W urzędzie marszałkowskim mławianka dowiedziała się, że umowę z kołem łowieckim podpisuje starosta mławski, który może ją też rozwiązać. - Starosta powiedział, że nikt inny nie zwracał się do niego z takimi problemami i dla mnie jednej nie rozwiąże umowy. Wiem, że rolników w podobnej sytuacji jest więcej, tylko nie proszą starosty o interwencję. Może coś by się zmieniło, gdyby to zgłaszali – uważa pani Maria. - Do zerwania umowy z kołem trzeba mieć argumenty. Na razie takich argumentów nie widzę – stwierdził w rozmowie z nami starosta Włodzimierz Wojnarowski. Szef starostwa 14 maja rozmawiał też z prezesem koła, który obiecał rozpoczęcie szacunku szkód po uzupełnieniu dokumentacji. Potwierdza to prezes koła. - Niech pani Windyga dostarczy dokumenty, wtedy komisja przyjedzie na miejsce. Szkody szacowano w tym roku już dwukrotnie. W marcu 2014 roku wypłaciliśmy 3500 zł odszkodowania. Teraz ta pani zgłasza następne szkody. Nie możemy ich ocenić, ponieważ nie dostarczono wymaganej prawem dokumentacji – oświadczył 15 maja prezes koła „Lis”. - 3500 zł zostały wypłacone dopiero po mojej wizycie w starostwie i urzędzie miasta. Kwotę naliczono za około 10 ha użytków zielonych, z czego zniszczone w stu procentach jest około 2 ha. Pieniądze poszły na doprowadzenie użytków zielonych do stanu pierwotnego, zakup nasion, bronowanie, wałowanie i zakup paszy dla bydła na zimę – twierdzi mławianka, która wysłała żądaną dokumentację. Do momentu zamknięcia gazety szkód nie oszacowano. Konflikt trwa. Kolejna sprawa może trafić do sądu. Problemy z dzikami nie są rozwiązane.

Iwona Łazowa

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB