Miały być lekiem na czyste powietrze, ale najwyraźniej zielona rewolucja w transporcie jakby nieco przygasła, bo auta elektryczne są drogie i jak się okazuje, niekoniecznie tanie w eksploatacji. Ale to nie znaczy, że wracamy do dymiących diesli.
Jednak wraz ze wzrostem sprzedaży elektryków poprawia się też infrastruktura do ich ładowania. Pod koniec lipca w kraju było 7563 ogólnodostępnych punktów ładowania. Niemal jedną trzecią (29 proc.) stanowiły szybkie punkty ładowania prądem stałym (DC), a 71 proc. – wolne punkty prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW. W lipcu uruchomiono 308 nowych punktów.
Bez wątpienia flota pojazdów elektrycznych rośnie, choć daleko nam jeszcze do obiecanego miliona aut, o którym swego czasu mówił premier Mateusz Morawiecki. Tym bardziej że Polacy też aż tak nie pałają chęcią posiadania samochodu elektrycznego. Z badania firmy doradczej Deloitte wynika, że ponad połowa Polaków przy zakupie następnego samochodu zdecyduje się na benzynę lub diesla. To o 10 pkt proc. więcej niż rok temu.
Z tegoż samego badania wynika, że dla 60 proc. Polaków najważniejszym argumentem za zakupem samochodu elektrycznego jest niższa cena ładowania niż zakupu paliwa. Troska o środowisko schodzi jakby na dalszy plan.
Zgodnie z raportem ministerstwa auto kompaktowe średniej wielkości napędzane benzyną przejedzie 100 km za 36,37 zł. W przypadku średniego SUV-a lub crossovera jest to 47 zł.
Z kolei koszt przejazdu 100 km w przypadku auta kompaktowego z silnikiem diesla wyniesie 30,41 zł, a SUV-em i crossoverem – 37,53 zł.
A jak wypadają będące w modzie elektryki? Z zestawienia wynika, że koszt przejazdu 100 km elektrykiem ładowanym z ogólnodostępnych stacji ładowania wyniesie 42,22 zł, dla SUV-a i crossovera – 42,48 zł).
Najkorzystniej w tym zestawieniu wypadły auta zasilane LPG. Koszt przejazdu 100 km autem zasilanym LPG o mocy silnika 100-150 KM zarejestrowanym w 2023 roku wyniósł 22,12 zł.
Najdrożej wypadł przejazd autem z silnikiem na wodór. W tym przypadku koszt przejazdu 100 km SUV-em i crossoverem na wodór wyniósł 69 zł.
— Trzeba mieć własną fotowoltaikę, ładować akumulatory swoim prądem, to wtedy wyjdziemy na swoje — powiedział nam przedsiębiorca, który ma dwa auta elektryczne, i to wysokiej klasy.
I wie, co mówi. Z analizy chociażby serwisu wysokienapięcie.pl na podstawie cen z energii i paliwa z 6 kwietnia wynika, że ładowanie auta elektrycznego z własnej fotowoltaiki to koszt około 5 zł za każde 100 km. Natomiast w przypadku korzystania z prądu z sieci, ale w czasie taryfy nocnej, która jest tańsza, koszt przejechania 100 km wyniesie 15 zł. Taniej już się nie da, chyba że hulajnogą elektryczną.
Ford do niedawna jeszcze zakładał, że do końca dekady nie będzie już sprzedawał na rynku europejskim aut z silnikiem spalinowym. Teraz, kierując się rachunkiem ekonomicznym, poinformował, że zrezygnował z planu wprowadzania na amerykański rynek w pełni elektrycznego SUV-a, stawiając na wersję hybrydową.
Według szefa Horse Powertrain – spółki, którą utworzyły Renault i chiński Geely, a zajmującej się z układami napędowymi – w 2035 roku co najmniej połowa nowo rejestrowanych aut na świecie będzie miała silnik spalinowy.
Wątpliwości są też w Polsce, czego wyrazem może być decyzja wstrzymaniu od 1 września do końca tego roku dopłat do samochodów elektrycznych w leasingu. Tymczasem ponad 70 proc. elektryków Polsce w kupowanych jest przez podmioty gospodarcze i w dużej mierze w formie leasingu. Decyzja ta może spowodować załamanie rynku sprzedaży elektryków. Największe organizacje krajowej branży motoryzacyjnej wystosowały w tej sprawie list do premiera.
Choć auta elektryczne są drogie, choć wciąż mało jest stacji ładowania, a ceny prądu są wysokie, to nie ma co wieszczyć jednak końca elektryków. Ten rynek będzie dalej się rozwijał, wypierając auta spalinowe. Choć pewnie to tempo nie będzie takie, jak to zakładali niektórzy.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez